Wołyń... gryczany i miodny od wieków prowadził gospodarkę pasieczną. W XIX w. najbardziej rozbudowana przy dworach, młynach i sadach - dawała miód, niepospolitego smaku.
Dobrze, a zarazem tradycyjnie uprawiane pola z gryką "hreczką", łubinem, koniczyną,
łanami zbóż oraz otaczającą pola dziką przyrodą łąk, lasów, wrzosowisk i wiśniowych sadów okalających chutory - to miejsca pszczelego pożytku.
Rymacze i Jagodzin jako najstarsze osady wokół Lubomla założone w 1417 r. przez Króla Władysława Jagiełłę - miały stare pasieki.
Od strony Sawoszczuków pamięć mego wuja Feliksa sięga zasłyszanymi opowieściami
do czasów jego pradziadka Michała Rudzkiego (1853-1942) i jeszcze dalej do rodu jego żony z Dyczków.
Rodziny te w owym czasie trudniły się pszczelnictwem i "chodzeniem koło pszczół" na znaczącą skale,
prowadząc gospodarkę w kłodach (wspomnienia Feliks Sawoszczuk, Kanada).
W rodzinie Lewczuków - najstarsze opowieści pasieczne sięgają powstania styczniowego.
Zamiłowanym i najstarszym pasiecznikiem w rodzinie dziedzicznie był wuj Stanisławy Kołtun - Franciszek Korniczuk.
Ta pasieka, w starym sadzie czereśniowo - wiśniowym w otulinie grabiny (pasieka potrzebuje zacisza) znajdowała się w Starym Jagodzinie.
Trzy inne pasieki u krewnych, po mieczu stały od zawsze w Rymaczach.
Pasieka u Józefa Lewczuka - na Nowinach przeniesiona zastała z rymackich sadów w 1926 r. w okresie międzywojennym, opiekował się nią Stanisław Lewczuk - syn.
To ta pasieka w latach trzydziestych była źródłem dochodów sprzedawanego miodu do Warszawy, Wilna i Krakowa. Liczyła w różnych latach od 20 do 35 pni.
Ona też przetrwała czasy wojny. W 1943 r. Ukraińcy spalili dom i wszystkie zabudowania - pasieka w młodym sadzie pozostała nienaruszona.
Tam też z narażeniem życia została zabezpieczona, a w czasie przesiedlenia przewieziona przez Bug w chełmskie, do Pławanic.
Wcześniej w 1942 r. w wianie córka Józefa - Stanisława otrzymała kilka uli,
którymi zajął się mój ojciec - Władysław Kołtun. Od 1945 r. pracował w pasiece znając najstarsze tajniki i obyczaje pszczół od swoich stryjów,
a także od wspomnianego wuja matki - Korniczuka. Podbieranie miodu, topienie wosku i życie wokół pasieki to też cząstka
mojego dzieciństwa i młodości. Było to niemal święto - a kosztowanie miodów i goszczenie świeżym miodem - to stary obyczaj przeniesiony z Wołynia.
Miody majowe były - na lekarstwo, a z późnego lata, ciemne - na zimowe wieczory. Smaki te pamiętam do dzisiaj...